Ks. Łukasz Romańczuk: Jaki największy problem do rozwiązania stanie przed każdym neoprezbiterem czy bardzo młodym księdzem po podjęciu przez niego posługi duszpasterskiej?
Ks. Aleksander Radecki: Konfrontacja z rzeczywistością. Seminaryjna, wielopoziomowa formacja zmierza ku zbudowaniu fundamentu, który niemal natychmiast po podjęciu posługi na konkretnej parafii zostaje poddany poważnej „próbie wytrzymałości”. Tam teoria seminaryjna jest weryfikowana przez codzienność duszpasterską i... bywa różnie!
Jeśli młodemu księdzu wystarczy pokory (to znaczy: życia w prawdzie), jeśli trafi „pod skrzydła” doświadczonego proboszcza i całym sercem zaangażuje się w życie wspólnoty, do której skierował go dekretem biskup, a jednocześnie nie zrezygnuje z fundamentalnych zasad życia duchowego, będzie systematycznie wzrastał w łasce u Boga i ludzi jako szczęśliwy duszpasterz, a nie beznamiętny najemnik uciekający przed trudnościami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie bez znaczenia jest, oczywiście, postawa wiernych, wśród których młody ksiądz będzie posługiwał. Często jego zapał zderzy się chociażby z obojętnością religijną uczniów w szkołach, antyklerykalizmem w codzienności, niską frekwencją wiernych podczas nabożeństw, samotnością, rozczarowaniami, zmęczeniem – a wtedy albo na serio weźmie swój krzyż i pójdzie zdecydowanie za Chrystusem, albo...
Reklama
Chwile zwątpienia i pokus nie omijały ani samych Apostołów, choć towarzyszyli Panu Jezusowi, ani świętych, ani świeckich katolików. Co powinien zrobić ksiądz, gdy w jego życiu pojawiają się pytania, czy dobrze wybrał, czy jest dobrym księdzem, albo wtedy, gdy ma wrażenie, że traci wiarę, popada w rutynę, działa jak automat?
Takie doświadczenia nie ominą żadnego z powołanych – więcej, są one jedyną szansą na... prawdziwy rozwój! Święci mówili: „zabierz pokusy, a się nie zbawisz!”. W każdy wtorek w wieczornej modlitwie Kościoła – komplecie pojawia się wyraźne ostrzeżenie: „Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć”. To nie jest przenośnia!
Nie da się ukryć, że źródłem wątpliwości w życiu duchowym, nie tylko zresztą księży, są przede wszystkim... grzechy! Po to wdrażamy się (miejmy nadzieję, że wszyscy) w praktyki ascetyczne, po to robimy codzienny rachunek sumienia, po to jest tzw. upomnienie braterskie, by w porę zauważyć zagrożenie i podjąć kroki zaradcze. Praca nad sobą to nie abstrakcja!
A przy tej okazji: jaka szkoda, że niedoskonałości kapłanów nagłaśniane są na wszelkie sposoby zamiast budzić dyskretną i konkretną pomoc wiernych, którzy je u swych duszpasterzy zauważają...
Żaden kapłan nie podoła wyzwaniom, które niesie jego powołanie, jeśli nie zdecyduje się na regularną spowiedź św. u stałego spowiednika, tak by na co dzień żyć w łasce uświęcającej. Przestrzeganie tego elementarnego wymagania zagwarantuje również, że będzie on dobrym spowiednikiem dla innych i że tę swoją wyjątkową posługę wobec penitentów naprawdę pokocha.
Reklama
I jeszcze jedna konkretna podpowiedź: wspólnota kapłańska. Pan Jezus nie bez powodu w swojej Modlitwie Arcykapłańskiej błagał Ojca dla wybranych przez siebie uczniów o dar jedności.
Jedność kapłanów jest czymś bardzo istotnym, ale nie wyklucza samotności. A skarży się na nią wielu księży. Co robić, gdy któregoś z nich dopadnie?
Trzeba pokochać tę kapłańską samotność i dobrze ją zagospodarować, bo jest niezbędna i dla samego prezbitera, i dla wspólnoty, której on posługuje. Księdzu nie uda się schować za funkcjonalizmem ani aktywizmem – przy czym nikt nie będzie bronił lenistwa i „zakopywania” posiadanych przez powołanych talentów.
W „pracy” kapłanów prymatem musi być pielęgnowanie życia duchowego, by posługiwanie wiernym przynosiło błogosławione owoce. Podobnie jak to było praktykowane w czasie seminaryjnej formacji, tak i teraz – już na własną odpowiedzialność, w ramach autoformacji – ksiądz powinien we właściwy sposób poukładać swój program każdego dnia.
Elementy tego życia duchowego każdy kapłan doskonale zna, ale ich realizacja wymaga spełnienia przynajmniej dwóch warunków: systematyczności oraz ustrzeżenia się przed... złodziejami czasu, których „adresy” wszyscy doskonale znamy.
Chyba najtrudniej upilnować się w dziedzinie wszechobecnego internetu, bez autodyscypliny się nie obejdzie. Poza tym księża mają swoje talenty, pasje, hobby, relacje towarzyskie. Co zrobić, by nie przesłoniły one zadań zasadniczych, wynikających z przyjęcia sakramentu święceń?
Reklama
Trzeba pilnować hierarchii ważności i wartości w swoim posługiwaniu – to po pierwsze. A po drugie – te zainteresowania, zdolności i wiedzę naprawdę można i należy wpisać, włączyć w posługę duszpasterską. Przykłady, które pozostawili w tym względzie święci, są jednoznaczne! Dlatego grzechem poważnego zaniedbania byłoby „zakopanie” posiadanych talentów dla własnego (nie)świętego spokoju.
Zauważmy jeszcze coś. Nie ma się co łudzić, że obowiązki w zespole kapłanów da się rozdzielić równo: sprawiedliwość na tym nie polega! Pan Jezus jasno powiedział: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48). Dodam jeszcze coś co prawda oczywistego, ale wartego rozważenia: każdy ksiądz będzie miał tyle zajęć, ile zechce! A to oznacza, że – niestety – może się również... obijać lub szukać zajęć pozakapłańskich.
A jaka nagroda jest przewidziana dla tego, kto dobrze wykonał podjęte czy powierzone mu zadanie? Nowe, trudniejsze! Czy to nie jest piękne?
„Czy mnie i moim następcom przyrzekasz cześć i posłuszeństwo?” – takie pytanie stawia biskup podczas święceń kapłańskich. A co ma zrobić ksiądz, gdy dochodzi do przekonania, że jego przełożony nie ma racji, lub gdy nie chce spełnić jego polecenia?
Reklama
Niewątpliwie posłuszeństwo to nie bezmyślność. Dlatego można prosić przełożonego o wyjaśnienie podjętej decyzji lub wyrazić swoje wątpliwości, przedstawić swój punkt widzenia. I bywa, że zaistnieją racje, dla których biskup zmieni polecenie – zresztą dla dobra nie tylko danego kapłana, ale i dla dzieła, które podwładny miałby podjąć. Temu ma służyć autentyczny dialog, a nie np. protesty wiernych, którzy nie pozwalają przenieść księdza na inną placówkę. Zapamiętałem bardzo cenną uwagę, którą warto rozważyć: „przełożony może się mylić. Posłuszny nie myli się nigdy”.
Owoce posłuszeństwa są bezcenne! Niedościgły wzór? „Chrystus stał się dla nas posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa...” (por. Flp 2, 6-8). Posłuszeństwo to najpewniejszy sprawdzian wiary, nadziei i miłości – oczywiście, nie tylko w życiu kapłańskim: jestem posłuszny, bo kocham!
Nie unikniemy pytania o celibat...
I nie ma powodu, by tego tematu nie poruszać. Z góry jednak trzeba założyć, że będą osoby, które żadnego argumentu „za” nie przyjmą, bo celibat stanowi jedną z tajemnic związanych z wiarą. Oto jak na pytanie o bezżenność odpowiedział Pan Jezus: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 11-12). Nie wyobrażam sobie, by święcenia kapłańskie/śluby zakonne składał ktoś, kto tego wymagania nie rozumie i nie zamierza realizować.
Kandydat do kapłaństwa/życia zakonnego podczas formacji ma wiele okazji do rozważenia tematu czystości i celibatu i może stwierdzić, że tego wymogu nie jest w stanie/nie chce wypełniać, a wtedy powinien zawrócić z drogi powołania.
Reklama
Inna rzecz, czy tym samym może twierdzić, że spełni wymagania związane z życiem małżeńskim, a nawet z życiem w tzw. stanie wolnym, gdyż i tam czyhają pokusy, i tam także konieczne będzie liczenie się z przykazaniami Bożymi – VI i IX. Kiedy jednak powołany podejmie decyzję na „tak” – codziennie będzie musiał ją potwierdzać, gdyż nie wyrzeknie się sfery seksualnej do końca swego życia.
Ale doświadczenie uczy, że jeśli Pan Bóg będzie na pierwszym miejscu w życiu chrześcijańskim (nie tylko osób powołanych do służby Bożej), to wszystko znajdzie się na właściwym miejscu. Owszem, potrzebne są pokorna modlitwa, czujność, nienarażanie się na pokusy i właściwy stosunek do kobiet. Świetną podpowiedź przekazał kapłanom w tym względzie św. Jan Paweł II, ucząc, by ksiądz traktował wszystkie kobiety jak swoje matki lub siostry.
Wymóg celibatu nie może oznaczać dla księży życia w izolacji. Konieczna jest pielęgnacja jedności we wspólnocie kapłańskiej – zarówno tej tworzonej na parafii, w dekanacie i w ramach rocznika święceń, jak i w całej diecezji. I jeśli ta kapłańska wspólnota dostrzeże jakiekolwiek zagrożenie u współbrata (uwaga: nikt nie jest sędzią samego siebie!) – powinna adekwatnie reagować, a w razie potrzeby „donieść Kościołowi”. To jest sprawdzian autentycznego braterstwa, gdyż prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Wokół każdego z powołanych są jeszcze jego rodzice, krewni, przyjaciele i znajomi. Ich postawa życzliwości, ale też współodpowiedzialności za wytrwanie w łasce powołania kogoś, kto jest im „dany i zadany”, jest nie do przecenienia.
W jaki sposób młody ksiądz ma układać swoje kontakty ze świeckimi: czy ma stawiać jakieś granice – zwłaszcza w relacjach z młodymi – czy raczej skracać dystans?
Reklama
Za moich czasów... – jak to brzmi, prawda? – klerycy zdawali u jednego z księży prefektów zasady savoir-vivre’u, bo to jest wręcz uszczegółowiona wersja przykazania miłości bliźniego swego. A zatem: „nie wiesz, jak się zachować? – zachowaj się przyzwoicie”.
Druga podpowiedź – sama Ewangelia, Kazanie na Górze, złota zasada postępowania: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7, 12).
I trzecia podpowiedź – choć przypuszczam, że młodzi księża tego nie przyjmą: nikogo nie „tykać”. To niczego dobrego w ostatecznym rozrachunku nie wnosi, niczego nie ułatwia, nie skraca dystansu. Dlatego nie warto czekać, aż życie boleśnie potwierdzi słuszność tej uwagi.
Przekonał się o tym o. Jan Góra, dominikanin. Gdy proponował studentom, by zwracali się do niego per „Dzidek”, nie chcieli na to przystać, ponieważ nie chcieli mieć w nim jeszcze jednego kumpla, ale potrzebowali i oczekiwali ojca! Tak więc sama młodzież oduczyła „tykania” tego znakomitego duszpasterza, który początkowo miał zupełnie inne zdanie na temat budowania relacji duszpasterskich.
Jak głosić kazania, by ludzie słuchali księży? Jak szukać dróg do współczesnego wierzącego, skoro widzimy, że stare metody nie działają?
Reklama
Takie sytuacje przewidział Pan Jezus, mówiąc: „Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki przepadną. Lecz młode wino należy wlewać do nowych bukłaków” (Łk 5, 36-38).
Kaznodzieja/katecheta jest dzieckiem swojej epoki i musi za nią nadążać, nie przeinaczając Ewangelii! Jest taka znana zasada: jeśli chcesz Jasia nauczyć matematyki, musisz znać i Jasia, i matematykę. Po to były studia, po to była formacja permanentna (z doktoratami włącznie!) i po to jest bliskość z tymi, którzy staną pod amboną lub przyjdą na katechezę czy inne spotkania.
W dniu święceń diakonatu każdy kandydat dotykał swoją ręką Ewangeliarza i słyszał następujące słowa biskupa: „Przyjmij Chrystusową Ewangelię, której głosicielem się stałeś: wierz w to, co będziesz czytać, nauczaj tego, w co uwierzysz, i pełnij to, czego będziesz nauczać”. Tak więc zasada jest prosta, niezależnie od posiadanych tzw. talentów kaznodziejskich.
Przygotowane kazanie/przygotowaną homilię najpierw trzeba wygłosić... sobie! Warto stworzyć okazję do tego, by po nabożeństwie była możliwość rozmowy ze słuchaczami i by być otwartym na ich krytyczne uwagi. Niezwykle przydatne będą również uwagi współbraci kapłanów, choć te mogą czasem zaboleć. Warto również nie lekceważyć... zegarka ani warunków, w jakich wierni słuchają głoszonej im nauki: zimno, gorąco, jakość nagłośnienia, liczba miejsc siedzących, pora dnia/nocy...
Reklama
I jeszcze jedna uwaga – chyba bardzo potrzebna: kazanie ma być świadectwem wiary i starannego przygotowania głosiciela, a nie produktem sztucznej inteligencji (!) czy lekturą odczytaną żywcem z czasopism...
Ta rozmowa jest z całą pewnością niedokończona – i to było z góry do przewidzenia. Jak ją zakończymy?
Świętej pamięci bp Józef Pazdur, długoletni ojciec duchowny we wrocławskim seminarium, miał ciekawe powiedzenie i jednocześnie życzenie: „Bądźcie pokornie dumni – ze swego powołania, z możliwości służby w Kościele”.
Ja dodam dwa życzenia, zwłaszcza dla młodych księży: bądźcie wierni temu, co wybraliście jako tekst na wasze prymicyjne obrazki, oraz temu, co usłyszeliście w dniu swoich prymicji. A Panu Bogu i ludziom służcie z radością i przyjemnością!
Ks. dr Aleksander Radecki wrocławski kapłan z blisko 50-letnim stażem, rekolekcjonista, penitencjarz katedralny, nauczyciel akademicki, felietonista