Dokumenty z domu gen. Czesława Kiszczaka potwierdzają skomplikowany życiorys Lecha Wałęsy. Ale o wiele ważniejsze jest pytanie: Po co szefowie komunistycznej bezpieki trzymali tajne dokumenty w swoich prywatnych zbiorach?
Historycy już wiele lat temu opisali szczegółowo przeszłość Prezydenta Wałęsy, co spotkało się z bardzo ostrą krytyką większości mediów. Dzięki dokumentom z domu Kiszczaka ich wnioski znalazły tylko potwierdzenie. Jednak w tej sprawie wcale nie jest najważniejsza peerelowska przeszłość Wałęsy, ale to jak ona została wykorzystana w czasach wolnej Polski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Generał Kiszczak, jako główny architekt okrągłego stołu, od samego początku mógł prowadzić nieczystą grę, bo miał kilka "Asów" w rękawie. Nie wiem, na ile zdawała sobie z tego sprawę druga strona okrągłego stołu, ale wystarczy przypomnieć, że w tej grze głównym przeciwnikiem Kiszczaka był Lech Wałęsa. Mimo wszystko okrągły stół był dobrym politycznym rozwiązaniem, bo dawał szansę na pokojowe przejęcie władzy.
Reklama
Gdy usłyszałem o teczkach Kiszczaka, przypomniał mi się nagły upadek rządu premiera Jana Olszewskiego. To wówczas minister Antoni Macierewicz podpisał uchwałę lustracyjną, co wywołało nagłą reakcję Prezydenta. Od tamtej pory sejmowe głosowanie w nocy z 5 na 6 czerwca 1992 r. określane jest jako "noc teczek". To początek lat 90. był odpowiednim czasem, aby na poważnie zająć się lustracją. O wiele lepiej znalibyśmy teraz historię Polski, a przez 26 lat nie byłoby możliwości szantażów i gry teczkami. Niestety postąpiono zupełnie inaczej. Najpierw była polityka grubej kreski, a później "nocna zamiana" niepokornego rządu.
Wiele wskazuje na to, że w 1992 r. gen. Kiszczak mógł sobie spokojnie siedzieć przed telewizorem na tapczanie wypchanym tajnymi teczkami i pociągać za polityczne sznurki. Nawet nie musiał z tych teczek korzystać, bo przecież wystarczyło, że najważniejsze osoby w Polsce wiedziały, iż generał ma taką możliwość. I właśnie takie esbeckie haki oraz ewentualny szantaż dawały komunistom realny wpływ na sprawowanie władzy.
Do tej pory wiedzę na ten temat mieli komuniści, opozycjoniści i grono osób interesujących się polityczną historią III RP. Jednak każdy, kto o tym głośno mówił był bezpardonowo atakowany - przyklejano mu łatkę "oszołoma", "wariata" i wyznawcy spiskowej teorii dziejów. Przeciwko sobie mieli media i całą masę pragmatyków, postępowców i salonową elitę, która zachwycała się dorobkiem polskiej wolności.
Dzięki ujawnionym dokumentom Kiszczaka okazuje się, że rację mieli właśnie wyznawcy spiskowej historii III RP. Brak rozliczeń i rzetelnej lustracji na początku lat 90., było jednoznaczne z oddaniem potężnego instrumentu władzy w ręce tych, którzy oficjalnie zostali odsunięci. Dlatego też dziś trzeba poszukać pozostałych komunistyczny domów i innych "szaf Kiszczaka". Natomiast ich wpływ na polską klasę polityczną ostatnich 26 lat trzeba rzetelnie zbadać, a najnowszą historię Polski napisać... od nowa.