Reklama

Niedziela Wrocławska

Rany, które zadała Syberia

pixabay

Głód był tak straszny, że dziś niemożliwe wydaje się to, że to wszystko przetrwaliśmy – wspominają ci, którzy wrócili z nieludzkiej ziemi.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W środku zimy dziecko wpadło do przerębli. Uratowano je, ale wyziębione matka ogrzewała ciepłym mlekiem, kocami i własnym ciałem. Tuliła tak długo, aż zasnęło z ciepłymi policzkami. W środku zimy, w czasie II wojny, wielu ludzi, rodzin z dziećmi, wywieziono w sam środek syberyjskiego stepu. Z dnia na dzień wpadali w otchłań przerębli. Wiele bólu, żalu, łez, niemocy, umierania z głodu, umierania z zimna. Co dalej? Wiara pozwala nam mieć pewność, że Bóg pochylał się wtedy nisko, brał w ramiona i niósł tam, gdzie czekała ciepła pościel i gorące mleko. Pozwala nam mieć pewność, że otulał własnym ciałem, że ogrzewał własnymi łzami. Był tam. Z całą pewnością.

Wspomnienia Wojenne

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zbigniew Kluz, prezes Związku Sybiraków III RP Zarządu Głównego we Wrocławiu: - Urodziłem się w Kopyczyńcach, koło Tarnopola. Gdy Moskale wkroczyli 17 września 1939 r., w pierwszej kolejności zabrali mojego ojca, bo był policjantem. Niedługo potem zginął w Miednoje. 13 kwietnia 1940 r. wywieziono matkę i mnie do Kazachstanu - w step, w szczere pole. Warunki surowe, Azja. Zimą temperatura spadała poniżej 50o C. Gdy mama nie podpisała obywatelstwa sowieckiego, dostała wyrok. Zabrano ją do obozu pracy niedaleko Semipałatyńska. Zostałem pod opieką pani, która przyjechała w transporcie z naszego miasteczka. Miała trzy córki. Od chwili aresztowania mamy przybył jej trzyletni chłopiec. W czasie jednej z przepustek mama dowiedziała się, że powstaje Polski Dom Dziecka. Poszła tam i poprosiła, aby mnie przyjęto. Przyjechałem do tego Domu. Byłem tak zawszony, że ciało pokrywały żywe, otwarte rany. Pani Szewczukiewicz, kierowniczka Domu, pomogła we wszystkim. Dla mamy znalazła się praca po odbyciu wyroku. Czas w Domu Dziecka był dla nas błogosławieństwem, dostawaliśmy posiłki dwa razy dziennie. W obozie za dzień pracy dawano litr zupy. Obojętnie, czy ktoś miał jedno dziecko, czy pięcioro. Czasem dawali 200 gramów chleba, ale tylko kilka razy w roku. Chodziliśmy w step i zbieraliśmy to, co rosło: dziki czosnek, czeremchę. Czeremcha była rarytasem. Mama nie pozwoliła jej jeść. Kazała zbierać, przynosić do domu, ucierała moździerzem i piekła placek.

Reklama

W stepie nie było drzew. Kustiki to były nasze choinki. Pierwszej zimy mama przyniosła taki krzak do izby i postawiła na stole przy oknie, w którym zamiast szyb były zwierzęce pęcherze. Nie było choinkowych ozdób. Córki sąsiadki zrobiły łańcuch z resztek papieru. Jednak największą radość sprawiła mama. Poświęciła jednego ziemniaka, krojąc go w plastry, opiekła każdy z nich na blasze i nanizane na nitkę zawiesiła na gałęziach. Wolno nam było w jednym dniu zjeść jeden plasterek - to była uczta. Głód był tak straszny, że dziś niemożliwe wydaje się to, że to wszystko przetrwaliśmy.

Pierwszą prawdziwą wigilię na zesłaniu przeżyłem dopiero w Domu Dziecka, w Semipałatyńsku. Na zdjęciu widać, że jest choinka, że dzieci są przebrane. Do dziś żyją cztery osoby mieszkające we Wrocławiu, które są na tym zdjęciu.

W maju 1946 r. wypuścili nas do Polski. Jednak nie wszyscy mogli wrócić. Była w Domu Dziecka praczka, pani Marta. Miała dwoje dzieci. Mąż zginął na wojnie a ona bardzo chciała wrócić do domu. Nie pozwolili. Jeszcze dziś, gdy zamykam oczy, widzę ją jak biegnie wzdłuż peronu z dziećmi uwieszonymi u rąk, biegnie za pociągiem, do którego nie pozwolono jej wsiąść. Podbiegają żołnierze z karabinami, odtrącają ją, upada. Próbuje na czworakach ruszyć do przodu, ale ciągną ją w bok, w kierunku dworca. Dzieci, krzycząc idą za nią. Nie wróciła nigdy. W 1946 r. przyjechaliśmy do Warszawy. Ci, którzy od razu nie trafili do rodzin, byli kierowani do domów dziecka. Ja znalazłem się w Szymonowie, koło Ostródy. Od września 1946 r. mieszkam we Wrocławiu.

Stanisław Błoński: - Opis syberyjskiej zimy, uroczystości wigilijnej w Polsce i tam, na zesłaniu, leży przede mną - to mój zeszyt z 1945 r. Mój ojciec, który był w Norylsku skazany przez władzę radziecką za działanie na szkodę ZSRR, po porozumieniu z Sikorskim został zwolniony i tam zorganizował pierwszą szkołę polską w Kazachstanie. Później nie podpisał zgody na przyjęcie obywatelstwa radzieckiego i po raz drugi został skazany. Matka też dostała wyrok, ale ponieważ aresztowano wtedy więcej kobiet, po miesiącu wypuszczono je w step, aby zginęły. Poradziły sobie, wróciły. Moja matka od kwietnia do września straciła 40 kg swojej wagi. Pracowała przy wyrabianiu cegieł. Z czasów łagru pamiętam rzecz niezwykłą: pieśni liturgiczne. W domu śpiewano wszystko: od „Kiedy ranne wstają zorze” aż po „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. W czasie Adwentu - pieśni adwentowe, w czasie Wielkiego Postu - wielkopostne. Liturgia całego roku kościelnego żyła w naszym domu, to dawało jakąś przedziwna moc...Wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, w czasie wielkiego mrozu - to wszystko robiliśmy.

Reklama

Bolesław Włodarczyk: - Pochodzę z rubieży wschodnich. Ojciec, jako leśniczy, pracował po drugiej stronie Bugu. W 1939 r. miałem trzy lata. 10 lutego 1940 r. odbyły się pierwsze deportacje. Nie wiadomo z jakiego powodu wytypowano nas do wywózki. Znaleźliśmy się z całą rodziną - rodzice i czworo dzieci - na południu Syberii, Irkucka Obłasti. Żyliśmy w barakach, zadrutowanych łagrach. Najpierw zmarła mama, z niedożywienia, na ostrą dyzenterię. Potem zmarł ojciec. Pochowano go pod sosną, tam gdzie upadł w czasie ciężkiej pracy. Tę pierwszą sierocą zimę przeżyliśmy tylko dzięki pomocy sąsiadów - dzielili się z nami okruszkami. Niedługo potem w tajemniczych okolicznościach zginęła nasza siostra. Mówiono, że zmarła w szpitalu, ale okazało się, że została adoptowana. Do dziś nie udało się trafić na jej ślad. W maju 1943 r. znalazłem się wraz z bratem, a później z siostrą, w Domu Dziecka w Małej Minusie, w Krasnojarskim Kraju. Był tam polski personel. Niewiele pamiętam z okresu łagru, gdy jeszcze żyli rodzice. W Domu Dziecka odebrałem formację radziecką. W czasie świąt Bożego Narodzenia opiekunowie, w obecności komisarza, zachowywali potrzebne pozory. Poza oficjalnymi występami wszystko było inaczej. Powstały nawet grupy harcerskie, miały swoje nazwy: „Orły”, „Sokoły”. Nas, najmłodszych, uczono polskich piosenek. Niektóre wychowawczynie przemycały polskie pieśni patriotyczne. W czasie świąt nie było problemu z jołką. Ubieraliśmy ją w ozdoby z papieru. Raz nawet zdarzyło się, że dostaliśmy po jednym cukierku. Jednak nie do końca wiedzieliśmy dlaczego świętujemy, z jakiego powodu. To był okres bezbożnictwa. Dla nas zabawy wokół choinki były po prostu zabawami przedszkolnymi.

Kiedy nadszedł czas powrotu do Polski, okazało się, że aby dotrzeć do dworca w Abakanie, trzeba pokonać rzekę. Wyjazd zaplanowano na 27 marca 1946 r. Ale na Syberii zima przechodzi w wiosnę bardzo gwałtownie. Pokonywaliśmy Jenisej w samochodach sunących po lodzie, woda chlupała do połowy wysokości osi auta. Udało się. Wyruszyliśmy do ojczyzny we wskazanym dniu, transportem nr 13.

Podziel się:

Oceń:

+2 0
2020-02-12 15:31

Wybrane dla Ciebie

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Więcej ...

Droga nawrócenia św. Augustyna

Więcej ...

Papież: wynegocjowany pokój lepszy niż niekończąca się wojna

2024-04-25 07:41
Papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Papież Franciszek

W wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS Franciszek wezwał do zaprzestania wojen na Ukrainie, w Strefie Gazy i na całym świecie. Przypomniał, że w Kościele jest miejsce dla każdego: jeśli ksiądz w parafii nie wydaje się przyjazny, poszukaj gdzie indziej, zawsze jest miejsce, nie uciekaj od Kościoła, jest wspaniały - stwierdził Ojciec Święty.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Legenda św. Jerzego

Święci i błogosławieni

Legenda św. Jerzego

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów...

Wiara

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów...

Św. Marek, Ewangelista

Święci i błogosławieni

Św. Marek, Ewangelista

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Kościół

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Kościół

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Wiara

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Kościół

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Kościół

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...

Wiara

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...