Szukałem Was, a teraz Wy przyszliście do mnie - te słowa witały pielgrzymów na plakatach w niemal każdym zakątku Wiecznego Miasta. Doskonale pamiętamy je sprzed sześciu lat, kiedy potęgowały smutek na wieść o śmierci Jana Pawła II. Teraz nabrały nowego, radosnego znaczenia.
Gdy wikariusz Papieża dla diecezji rzymskiej - kard. Agostino Vallini oraz postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II - ks. prał. Sławomir Oder podeszli do ołtarza, by prosić o beatyfikację Papieża Polaka, serca wiernych zaczęły bić szybciej, a na Placu św. Piotra rozległy się brawa.
Wyniesienie do chwały ołtarzy
Reklama
Ojciec Święty wygłosił tradycyjną formułę: „Mocą naszej władzy apostolskiej zezwalamy, aby Czcigodnemu Słudze Bożemu Janowi Pawłowi II, papieżowi, przysługiwał tytuł błogosławionego”. Następnie Benedykt XVI zapowiedział, że święto liturgiczne błogosławionego Jana Pawła II będzie obchodzone 22 października.
Wśród wiernych zapanował wielki entuzjazm w chwili odsłaniania na frontonie Bazyliki św. Piotra obrazu z nowym Błogosławionym, przygotowanego na podstawie fotografii wykonanej w 1989 r. przez polskiego fotografika Grzegorza Gałązkę.
Relikwie nowego Błogosławionego - ampułka z jego krwią - umieszczone obok ołtarza zostały przyniesione przez s. Tobianę Sobótkę, która przez wiele lat służyła w apartamentach Jana Pawła II i do końca opiekowała się nim w czasie choroby, oraz cudownie uzdrowioną za wstawiennictwem Jana Pawła II s. Marie Simon-Pierre z francuskiego zgromadzenia Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego.
Okolicznościową homilię wygłosił Ojciec Święty Benedykt XVI. (Tekst publikujemy w całości na stronach 3-5.)
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Prawdziwa fiesta
Reklama
Atmosferą radosnego święta Plac św. Piotra wypełnił się już w wieczór poprzedzający uroczystości beatyfikacyjne. Wśród zebranych dominowała młodzież. Większość modliła się, śpiewała, niektórzy skandowali na cześć Jana Pawła II. Około godz. 20 wierni przenieśli się do Circo Massimo, gdzie miało miejsce podniosłe czuwanie z udziałem świadków świętości Papieża Polaka. Młodzi zobaczyli na ekranach ostatni Wielki Piątek Jana Pawła II, kiedy nie mógł uczestniczyć w Drodze Krzyżowej. Potem Dzień Zmartwychwstania, kiedy nie mógł odezwać się do ludzi, jedynie wyglądał z okna i błogosławił. Następnie śmierć i wielką rzeszę ludzi, którzy chcieli mu oddać hołd. I słynne słowa kard. Josepha Ratzingera, który wyznał wiarę, że Ojciec Święty spogląda z domu Ojca. - Każdy z nas musi się czuć przyjacielem Jana Pawła II - mówiła prowadząca czuwanie w Circo Massimo. - Ta uroczystość włącza nas w radość paschalną. Niedziela Miłosierdzia Bożego tak bardzo związana była z tym pontyfikatem, za którym ciągle tęsknimy. Chciejmy przywołać pamięć, która jest żywa. - Na koniec padło pytanie o to, co nam mówi życie Jana Pawła II. Jak możemy żyć? - pytali młodzi. - Jak śledzić piękno jego chrześcijańskiego życia?
- On żył w jedności z Bogiem - wyznał kard. Stanisław Dziwisz. - Nawet w przerwie między wykładami szedł do kaplicy. Gdy wychodził, mieliśmy wrażenie, że kogoś tam spotkał. W taki sposób rozmawiał z Panem Bogiem. Były papieski sekretarz przypomniał też ewolucję w podejściu do Jana Pawła II - na początku mówili o nim Papież Polak, potem nasz Papież, także rzymianie.
- Rzeczywiście, na początku mówili o nim Papież Polak (Papa Polacco), Wojtyła było zbyt trudne do wypowiedzenia, a Jan Paweł II zbyt długie - wyjaśnia ks. prał. Arkadiusz Nocoń z Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Od samego początku mieszkańcy stolicy traktowali go jednak jako rzymianina, co dało się także zauważyć nawet w dniu beatyfikacji. Na wielu billboardach umieszczono bowiem zdanie wypowiedziane swego czasu przez Jana Pawła II w dialekcie rzymskim: „Jesteśmy rzymianami, bierzmy się do roboty”. Z milionów wypowiedzianych przez niego słów wybrano właśnie te, co potwierdza, że nie traktowali Papieża jako kogoś obcego.
Anatomia świętości
- Od samego początku wiedzieliśmy, że Jan Paweł II był człowiekiem świętym - wyznał Joaquín Navarro-Valls, poprzedni rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej. - W szczególny sposób ta świadomość towarzyszyła nam, kiedy odchodził do domu Ojca. Wówczas w jego apartamencie odśpiewaliśmy dziękczynny hymn „Te Deum laudamus”. Wiedzieliśmy, że umarł święty. Zapanował wtedy wielki pokój. Tak powinno się umierać.
Jak podkreślił Navarro-Valls, Kościół nie produkuje świętych, lecz uznaje świętość poszczególnych ludzi. - Takie znaczenie ma właśnie beatyfikacyjna ceremonia - mówił. - Dla chrześcijanina modlitwa jest czymś koniecznym, ale Jan Paweł II uznawał ją za potrzebę. Pamiętam, jak modlił się, przekładając kartki, które trzymał w swych dłoniach. Zainteresowałem się nimi. To były tysiące listów z całego świata, na których wypisane były wszystkie możliwe problemy ludzi.
Były dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej był aż 21 lat przy boku Jana Pawła II. Jak wyznał, odczuwa dziś to samo, co kilka minut po śmierci błogosławionego. - Moje uczucia to wielka wdzięczność człowiekowi, który zawsze mówił Bogu „tak”. Dzisiaj czuję to samo, dzięki ci, Janie Pawle II, za pracę, którą wykonałeś.
Zdaniem Joaquína Navarro-Vallsa, Papież, który wyrwał człowieka z pesymizmu, był przekonany, że najbardziej potrzebujemy miłosierdzia. Sam tego potrzebował, spowiadając się co tydzień. - Chciał, by na nowo odkryć wartość tego sakramentu. - Parę razy czekałem na Papieża, bo się spowiadał - wspominał były rzecznik.
S. Marie Simon-Pierre zawsze podziwiała Jana Pawła II, ale z trudnością wpatrywała się w jego chore ciało, widziała w nim siebie. - Jestem wzruszona, poruszona łaską, że przyczyniłam się do tej beatyfikacji - mówiła w swoim świadectwie w Circo Massimo. - Moje zgromadzenie zakonne mówi: Dzięki Ci, Ojcze Święty.
W 2001 r. siostra miała 40 lat, a Jana Pawła II uznawała za pasterza według Serca Jezusowego. - Był bliski wszystkich ludziom - wyznała. - Poczułam wielką pustkę w momencie jego śmierci. Czułam się jak ktoś, komu zmarła bardzo bliska osoba. Kiedy spotkałam się z przełożoną, powiedziałam, że nie mam sił i prosiłam, żeby zwolniła mnie z obowiązków. Usłyszałam wtedy znamienne słowa: masz w sierpniu pojechać do Lourdes i pamiętaj, że Jan Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Powiedziałam wtedy sobie, że zgadzam się na wózek inwalidzki. W nocy z 2 na 3 czerwca 2005 r. odczułam pragnienie, żeby wziąć pióro i pisać. Zauważyłam, że to, co napisałam, było nieczytelne. O godz. 4.30 obudziłam się, a wcześniej nie miałam problemów z bezsennością. Miałam już świadomość, że coś się zmieniło, nie czułam symptomów choroby.
Globalna świętość
Na beatyfikacji Jana Pawła II obecne były delegacje prawie stu państw. Reprezentowanych było kilka rodzin królewskich. Przyjechał m.in. król Albert II i królowa Paola z Belgii. 16 państw było reprezentowanych przez prezydentów, w tym Polska, Włochy i Meksyk. Na czele 6 delegacji, m.in. z Francji, stał premier. Prefektura Rzymu poinformowała, że w uroczystościach beatyfikacyjnych Jana Pawła II uczestniczyło około półtora miliona osób. Wierni byli zgromadzeni na Placu św. Piotra, na całej długości via della Conciliazione oraz na głównych placach Wiecznego Miasta, gdzie rozstawione zostały liczne telebimy.
Rzym zawsze był jedną ze światowych stolic. Widać to na każdej ulicy, o każdej porze roku, kiedy u bram miasta pojawiają się setki tysięcy pielgrzymów i turystów. Wśród nich można spotkać tych szczególnych, którzy przyjeżdżając na beatyfikację, przywieźli ze sobą jakąś niepowtarzalną historię. Marco przybył tu z dalekiego Palermo, by uczcić wielkiego Papieża. - Nie mogło mnie tu zabraknąć - mówi. - Zbyt wiele mu zawdzięczam w swoim życiu. Choć nie potrafię opowiedzieć jakiejś szczególnej historii czy przywołać osobistego spotkania, wciąż odczuwam wzruszenie, kiedy tylko przypomnę sobie umęczonego Papieża Polaka.
Maria chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami. - Kiedy umierał mój mąż, było mi łatwiej, bo w pamięci miałam jeszcze godne odchodzenie Papieża - opowiada ze łzami w oczach.
Kult Jana Pawła II we Włoszech dawał się wyczuć już od dawna. - Nie ulega wątpliwości, że skandowane na Placu św. Piotra słowa: „Santo subito” (święty od zaraz) - były nie tyle żądaniem, ile wyrazem silnego przekonania o świętości zmarłego Papieża - mówi ks. Nocoń. - Ludzie od samego początku wiedzieli, że papa Wojtyla był święty.
Na ulicach Rzymu w dniach poprzedzających beatyfikację nie było widać przesadnego entuzjazmu, choć wszędzie, nawet w metrze, można się było natknąć na telewizyjne ekrany czy plakaty przypominające najważniejsze momenty pontyfikatu Jana Pawła II. - Żeby to zrozumieć, trzeba uwzględnić specyfikę Rzymu i mentalność tutejszych mieszkańców - tłumaczy ks. Nocoń. - O ile u nas beatyfikacja dominuje w mediach, o tyle w Italii jest jednym z wielu doniosłych wydarzeń i trudno oczekiwać, by na wieść o niej świat się zatrzymał. Tym niemniej Miasto zdało znakomicie egzamin - tysiące wolontariuszy, punkty informacyjne, doskonała organizacja.
Ks. Nocoń wspomina pogrzeb Jana Pawła II, który był wielkim przeżyciem dla mieszkańców Wiecznego Miasta. - W tamtym czasie przebywałem akurat poza Rzymem i nie miałem okazji uczestniczyć w uroczystościach - mówi. - Kiedy tylko wróciłem, niemal wszyscy ze szczegółami chcieli mi opowiadać o tym, co się wówczas wydarzyło. Czegoś podobnego nie spotkało mnie nigdy wcześniej: widać żadnego innego wydarzenia mieszkańcy Rzymu nie przeżyli tak mocno...
Jan Paweł II był papieżem globalnym, nie bał się mediów. - Widać to doskonale, kiedy ogląda się stare filmy z udziałem Pawła VI - mówi ks. Nocoń. - Poprzednicy Jana Pawła II byli nieraz co najmniej onieśmieleni widokiem kamer. Paradoksem jest to, że nasz Papież niemal przez całe życie był w świetle kamer, a jednocześnie udało mu się zachować naturalność.
W Italii wyczuwa się estymę, jaką Włosi darzą Papieża Polaka. Kiedy telewizja emituje program na jego temat, ludzie w studiu na zakończenie potrafią wstać z miejsc i biją brawa. „Święci są po to, żeby nas zawstydzać” - te słowa wypowiedział Jan Paweł II. - Czy Jan Paweł II nas zawstydza? Jeśli tak, to pozytywnie - mówi ks. Nocoń. - Jego postawa nie paraliżuje nas, ale raczej inspiruje. To chyba pierwszy święty, z którym tyle osób miało kontakt. Niemal cała Polska uczestniczy w niezwykłym wydarzeniu, gdy mamy do czynienia z kimś, kogo dotykaliśmy, z kimś - dzięki komu świętość stała się niemal namacalna. Otarł się o męczeństwo, ale jednocześnie uwielbiał góry i dopóki mógł, jeździł na nartach. Cierpiał, ale jednocześnie kochał życie. Oby teraz był dla nas drogowskazem.